C/2012 S1 (ISON) - balonik w końcu pękł. I znowu wszystko na astronomów...

Po długiej przerwie pora na kolejny felieton, garść przemyśleń na pewien temat i podsumowanie kolejnego etapu szerzenia bzdur przez media. Bo żal mi osób, których dobił gorzki koniec historii tytułowej komety. Niektóre wypowiedzi są tak smutne, ale przy tym skrajnie szczere, że dla takich zawiedzionych chciałoby się od razu "zapalić" jakąś ładną kometę na nocnym niebie, co by ich trochę pocieszyć*. Tak więc może być emocjonalnie, padną ostre i kwieciste wiązanki podwórkowej łaciny, a wpis będzie adresowany wyłącznie do czytelników pełnoletnich.

Żartowałem, oczywiście. Nie mniej skoro jakaś część internautów może sobie wylewać błoto na środowisko astronomów, którzy "obiecywali" coś tak wspaniałego jak "kometa stulecia", to dobrze, jeśli w internecie będzie choć jeden tekst w stylu niniejszego, który może choć części "zawiedzionym" otworzy oczy, a jeśli nie, to niech będzie zwykłą próbą obrony przed niesłusznymi pretensjami zawiedzionych. Poza tym najbardziej medialna kometa od kilkunastu lat jest tego warta.

Ale najpierw może motoryzacyjnie. Otóż poruszając się samochodem kierowcę obowiązuje spora ilość zasad, których jest on zobowiązany przestrzegać. Jak jest w praktyce, każdy sam oceni we własnym zakresie. Jedną z takich zasad jest zasada ograniczonego zaufania. Wedle niej "uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania". Pisze o tym dział II, rozdział 1, art. 4 Prawa o Ruchu Drogowym. Czyli każdy musi zachować czujność i być gotowym na zachowanie innego uczestnika niekoniecznie zgodne z przepisami ruchu drogowego. A internauta czytając różne media np. takie nazywające się informacyjnymi, musi zachować czujność i być gotowym na zachowanie redaktora czy ogólniej serwisu, który może zachować się niekoniecznie z zasadami określającymi serwis informacyjny, na przykład może zacząć dezinformować.

Dzisiejszym tekstem chcę przynajmniej spróbować wywołać u niektórych odbiorców odruch "ograniczonego zaufania" podczas czytania i oglądania różnych mediów (również piszę to w kontekście swojego bloga, bo człowiek nie jest idealny - jeśli kiedykolwiek palnę gdzieś gafę, powiadomcie mnie czym prędzej i się poprawi). Kiedy np. jakiś dziennikarzyna czy ktokolwiek na Onecie, Wirtualnej Polsce/serwisie powiązanym, a nawet portalu nazywającym się astronomicznym czy popularno-naukowym, o olbrzymim zasięgu i sile oddziaływania na czytelnika napisze, że zobaczycie jasną kometę w dzień, nieopodal Słońca, albo wymyśli sobie ładnie brzmiące, choć paskudnie wyprzedzające fakty określenie w stylu "kometa stulecia", to wówczas w głowie powinna się uruchamiać zasada ograniczonego zaufania. A jeśli takie zagadnienie zaczyna być interesujące, to po przeczytaniu takiej informacji warto wykorzystać Wujka Google i dokopać się - nawet gdyby to było trudne, do źródeł fachowych - nawet zagranicznych, aby mieć pogląd na dane zagadnienie ze strony fachowej, a nie jakiegoś serwisu żerującego na ludziach przez dostarczanie ładnie wyglądającej, chwytliwej informacji, mogącej niewiele mieć wspólnego z prawdą.
14 miesięcy medialnej "komety stulecia", która obecnie "olśniewająco rozświetla nam grudniowe noce" ;-)

Odkąd kometa C/2012 S1 (ISON) uległa wyparowaniu w ostatnich godzinach przed peryhelium 28 listopada, często w różnych miejscach i pod różnymi artykułami widuję wypowiedzi typu:

"Miała być jaśniejsza od księżyca w pełni chyba tylko dla naukowców"

"Znawcy tematu podniecali się ISON robiąc z niej kometę stulecia"

"Los ISON to dowód na zerowe zaufanie do tej bandy kretynów"

"Pseudonaukowcy którzy nie potrafią przewidzieć losu komety"

"Naukowcy dostali teraz kubeł lodowatej wody na swoje puste główki"

"Zapowiadali kometę stulecia, wyszło g**** stulecia"

Mnóstwo miejsc w sieci, gdzie takich opinii zawiedzionych internautów nie brakuje. Podobne słowa padły w dyskusjach nawet na tym blogu, a nie usuwałem ich, bo w swojej dobrej woli potraktowałem to jako wyrażenie opinii w chwilach jakby nie patrzeć bardzo emocjonujących, ale na szczęście pozbawione słów uznawanych powszechnie za wulgarne, w innym wypadku żywot takich komentarzy byłby liczony w minutach. Sorry, śmietnika w stylu Onetu tutaj nie ma i nie będzie.

Z każdą z takich opinii "internauty zawiedzionego" losem C/2012 S1 (ISON) można spokojnie dyskutować i w niemal każdym wypadku takiego delikwenta uświadomić - oczywiście nie w jego stylu, ale tak żeby zachować jakiś poziom przyzwoitości - po ludzku, podając konkretne i pewne argumenty.

Osoby, które przez ostatnich kilkanaście miesięcy mimo szumu, jaki robiły media, twardo stąpały po gruncie, wiedząc, że nic nie jest pewne, albo po prostu ludzie bardziej interesujący się tą tematyką, nie przechodzą aż takiego zawodu, a na pewno już nie wylewają pomyj z tego tytułu na astronomów. Ale co z tą największą grupą, której coś "obiecano"?


Wysyp zawiedzionych

Tak to sobie pozwoliłem nazwać. Nie dziwi mnie zjawisko wysypu zawiedzionych internautów. Media, w przeważającej części internetowe, zrobiły kawał dobrej roboty w szerzeniu nieprawdy czy półprawdy i wieszczeniu komety bez problemu widocznej przy samym Słońcu czy rozświetlającej nocne niebo w grudniu tego roku. Miały na to 14 miesięcy! Ludzie zaś mieli 14 miesięcy, by oswoić się z myślą, że będą świadkami nieziemskiego widowiska. A że znakomita większość czytelników różnych portali (nie tylko ogólnotematycznych, bo nawet niektóre serwisy tematyczne przykładały mocno do tego rękę) chłonie tak ładnie brzmiące informacje jako "pewnik" i przechodzi do innych czynności, to jasnym jest, że w świetle obecnego obrotu spraw z kometą, muszą czuć się zawiedzeni. I co ważne, nie należy ich za to winić, że po przeczytaniu notki na kolorowych serwisach nie drążą tematu szukając fachowych źródeł, by zweryfikować, czy dziennikarz pisze prawdę czy puścił swoje wodze fantazji podyktowane dążeniem do wzmocnienia ruchu na stronie dzięki taniej manipulacji (w końcu i tak w razie czego wszystko zwykle idzie na środowisko naukowców, a nie media). Nie każdy przecież musi mieć hopla na punkcie astronomii. Temat drążyć będą za to osoby, które wykazują zainteresowanie astronomią (lub nawet nie, ale akurat ta kwestia zaciekawia ich bardziej; bardziej na tyle, że szukają lepszych źródeł od kolorowych serwisów o wszystkim).

Chyba mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że takie określenia jak "kometa stulecia" nie narodziły się w środowisku fachowym, ale były wytworem mediów. Mało kto zdaje sobie sprawę, że zwroty w stylu "będzie widoczna w dzień przy Słońcu", "będzie olśniewającą Gwiazdą Betlejemską", "rozświetli nocne niebo jaśniej niż Księżyc w pełni" są efektem bajkopisarstwa niezliczonych dziennikarzyn, którzy chyba zapomnieli jaka jest ich prawdziwa misja. Czym innym jest napisanie informacji zawierającej błąd na przykład z powodu niezrozumienia mechaniki nieba, a czym innym podanie sterty nieprawdziwych informacji, które nawet nie padają ze strony świata naukowego. Czym innym jest informacja "Będzie spektakularnym obiektem na grudniowym niebie", a czym innym "Jeśli przetrwa spotkanie ze Słońcem, będzie miała szanse stać się spektakularnym obiektem".


Brak precyzji w mediach

Nie próbuję tu być adwokatem świata naukowego, bo w niektórych przypadkach roszczenia mogę zrozumieć, ale tutaj jeśli już kierujemy ewentualne zarzuty, to kierujemy je we właściwą stronę. Po odkryciu obiektu przez astronomów amatorów (którego dokonali Witalij Niewski i Artiom Nowiczonok) na podstawie elementów orbitalnych niedoszłej "komety stulecia" wiele wskazywało, że osiągnie ona jasność -13 magnitudo, porównywalną z blaskiem Księżyca w pełni. Szybko później (to znaczy kilka godzin później) stwierdzono, że bardziej realne prognozy jasności zakładają blask do -6 mag., nieco silniejszy od Wenus (i mniej więcej tyle kometa osiągnęła w kilka godzin przed peryhelium, gdy tuż po tym zaczęła gasnąć na koronografie sondy SOHO). W prognozach od początku było mówione, że ten ewentualny wysoki blask zostanie osiągnięty na krótko i na dodatek i tak w momencie niewielkiej elongacji, gdy obiekt będzie kątowo tuż przy Słońcu. Dla mediów nie miało to większego znaczenia - to rozświetlanie nieba przez kometę blaskiem Księżyca w pełni było najczęściej podawane jako zdarzenie pewne i na dodatek w kontekście obserwacji na nocnym ciemnym niebie (co jest już totalnym niedopowiedzeniem czy podaniem do informacji tylko tego, co wygodne). W pewnym miejscu przeczytałem niedawno, że astronomowie zamiast studzić zapał ludzi wobec C/2012 S1 (ISON), podniecali się "kometą stulecia". I wnioskuję z dużym prawdopodobieństwem, że pisała to osoba, będąca właśnie ofiarą takiej manipulacji praktykowanej przez różne portale. To idealny przykład słów kogoś, kto nie zadał sobie trudu poszukania bardziej fachowych źródeł po przeczytaniu i wchłonięciu do swojej świadomości informacji zaserwowanej przez jakiś portal dla mas.

Zarzut jest oczywiście błędny. Astronomowie od dawna studzili zapał. Co pisały duże media to inna sprawa. Na tym blogu na przykład od kilku tygodni pisząc o tytułowej komecie nie żałowałem w sąsiednim wpisie negatywnych słów, nie mieszając w to moich pragnień, które pokrywały się z marzeniami chyba każdego astro-amatora - bo skoro zawodowi astronomowie takie pesymistyczne dane publikowali, to warto by inni też o nich wiedzieli. Na kilkanaście dni przed peryehlium o pesymistycznych scenariuszach było tutaj tyle, a zapał studzony był tak bardzo, że w żartach padły słowa, iż sieję defetyzm czy że powinienem wejść wreszcie w bardziej optymistyczny ton podawanych wiadomości.


Nie idzie ku dobremu? Pompujemy balonik dalej...

Odkąd było jasnym, że z dużym prawdopodobieństwem nie dzieje się dobrze, media nadal napełniały balonik zwiastując piękną widoczność "komety stulecia" na grudniowym niebie. Mimo wszelkich oznak wskazujących na smutny obrót wydarzeń już pewien czas przed 28 listopada, balonik z napisem "będzie jasną Gwiazdą Betlejemską" wciąż był pompowany. W końcu gdy pękł po pechowym wyparowaniu obiektu w peryhelium, na celownik poszedł nikt inny jak astronomowie wieszczący "kometę stulecia" - określenie nadane niedoszłemu zjawisku przez media.

Jak pokazują opinie internautów, duże serwisy piszące o wszystkim mają niestety znaczną siłę oddziaływania. Tam mogę wprawdzie zrozumieć to bajkopisarstwo, ale zdumiewa i smuci mnie fakt, że nawet pewne serwisy nazywające się astronomicznymi, pisały nie rzadko w podobnym stylu, akcentując wyłącznie to co nas czeka w grudniu, a niemal wcale wspominając o ważniejszym, decydującym peryhelium. Kto był bardziej zainteresowany tematem i nie chłonął jak powietrza informacji nieodpowiednich mediów, wiedział już dużo wcześniej przed 28 listopada że jest źle, że szanse na powodzenie maleją, że czas najwyższy bardziej poważnie zacząć ściskać kciuki. Choć w świat astronomowie od dłuższego czasu puszczali coraz większą ilość pesymistycznych informacji, media działały nadal w swoim stylu, czego efektem były jeszcze częstsze i gęstsze komentarze internautów spod znaku "wreszcie koniec czekania, będziemy ją oglądać w dzień", "już za chwilę prawdziwy spektakl", "będzie pierwszą najjaśniejszą Gwiazdą Wigilijną". Niektórzy nawet dzięki takim zagrywkom stracili trochę środków aby nabyć sprzęt, który pozwoli im na obserwacje czy fotografowanie tego obiektu. A wystarczyłoby, gdyby wyraźniej i częściej akcentowano każdy możliwy scenariusz, nie zaś sam pomyślny. Ze zdarzenia prawdopodobnego uczyniono zdarzenie pewne, bez namysłu nazywając je "kometą stulecia" - i mamy dzięki temu wysyp zawiedzionych.


"A gdyby nie przetrwała?"

Jakiś czas temu zastanawiałem się co by było, gdyby ta rozsławiona kometa jednak nie przeżyła spotkania ze Słońcem. Czy twórcy takich treści, piszący na swoich serwisach takie sensacje, tak pompujący balonik choć na chwilę się zatrzymają i pomyślą jaka jest ich misja. Szerzyć prawdę czy propagować dezinformację w imię... no właśnie, w imię czego? Przecież nie wiarygodności. Może zysku? Ale jeśli tak, cóż to za twórca? Czy jest taką cienizną, że musi korzystać z nieczystych zagrywek i podawać do wiadomości tylko to, co fajnie brzmi i co jest dla niego wygodne? Nie ukrywam, że kiedy ofiarą takich zagrywek pada astronomia i szeroko pojęte jej środowisko, to irytuję się nieco bardziej. Już pół biedy, gdyby przez te 14 miesięcy serwisy pisały, że na Nowy Rok jakaś szycha polityczna ubierze czerwone skarpetki zamiast białych...

Czy można znaleźć dobre strony tego medialnego pompowania balonika imieniem "kometa stulecia"? Dyskusyjna sprawa. Być może astronomia wzbogaciła się o iluś nowych, zainteresowanych teraz nią osób. Być może nauka ta jako całość, w sensie jako takim, była częstszym gościem w różnych mediach. Niektóre osoby, nawet ze środowiska astronomii amatorskiej, zachwalają takie sztuczne budowanie przez media zainteresowania tematem bez pewności, czy aby nie będzie na koniec zawodu. Ja do pewnego czasu miałem mieszane uczucia, z dominacją sceptycznych, ale dziś są już tylko sceptyczne. Jeśli tak ma wyglądać popularyzacja tej pięknej nauki, jeśli po takim nakręcaniu tematu mamy czytać "astronomowie dostali teraz kubeł lodowatej wody na swoje puste główki", czy "los ISON to dowód na zerowe zaufanie do tej bandy kretynów", to niestety wysiadam. Wysiadam, jeśli nagłówki i informacje wyprzedzają fakty, a niemal nigdy lub tylko subtelnie wspominają o każdym, może zwłaszcza tym negatywnym w takiej sytuacji scenariuszu. Nie mam nic do tej etykietki "kometa stulecia", ale wolałbym gdyby w takich sytuacjach, media używały podobnego słowotwórstwa dopiero gdy będzie całkowicie pewne, że takie określenia nie będą na wyrost.

Mam nadzieję, że przynajmniej jakaś część czytelników tego bloga nie była szczególnie zawiedziona obrotem wydarzeń z 28 listopada. Rozumiem zawód u każdego, zwłaszcza u osób, które opierały się tylko na treści dostarczanej przez kolorowe serwisy, treści ładnie wyglądającej, dającej nadzieję na coś wspaniałego, dla niektórych być może jedyny raz w życiu, treści dobrze się sprzedającej. Z kolei osoby bardziej świadome, które od pewnego już czasu wiedziały, że cała sytuacja nie idzie w dobrą stronę, czy te, które nie korzystały z mało rzetelnych mediów z pewnością nie przeżywały już takiego zawodu. Jakiś na pewno, to normalne, ale jestem pewien, że na znacznie mniejszą skalę. Ja choć czekałem na ten obiekt od ubiegłorocznego września, wiedząc od dłuższego czasu, że sytuacja staje się nieciekawa, entuzjazm szybko redukowałem. Przed peryhelium stał się on już na tyle niski, że do chwili obecnej nie czuję jakiegoś większego rozczarowania smutnym końcem tej historii. Owszem, ucieszyłbym się, gdybyśmy mieli na niebie coś godnego miana "komety stulecia", ale myślałem, że mój smutek będzie znacznie większy. Jestem pewien, że to nikłe rozczarowanie jest w jakiejś (może nawet większej) części efektem tego, że korzystałem ze źródeł (do których z resztą odsyłałem bardziej dociekliwych), które podają może mało przyjemne, ale fakty, nie zaś sensacyjne, tylko optymistyczne, wręcz bajkowobrzmiące BZDURY. Z pewnością też jasna kometa C/2013 R1 (Lovejoy) ładnie się teraz spisując okazuje się dobrym wynagrodzeniem dla obserwatorów za niedoszłą "kometę stulecia". No i wiele wcześniejszych porażek pogodowych jakoś tak chyba ogólnie hartuje...

Dlatego również z powodu zawodu, jaki wielu mogło doświadczyć w wyniku takiego rozwoju wydarzeń, twierdzę, że duże media o olbrzymiej sile oddziaływania powinny dostarczać wszystkich, nawet tych pesymistycznych w wydźwięku informacji, zamiast sztucznie do końca budować sensację mając w nosie swoich odbiorców, nie dopuszczając wariantu negatywnego nawet gdy wszystkie znaki na Ziemi i na niebie wskazują już na zły obrót sprawy. Widać, jednak żyjemy w tak paskudnych czasach, w których prawdziwa misja dziennikarstwa schodzi na daleki plan, a najważniejsze w tym zawodzie staje się dostarczanie dobrze sprzedających się informacji nawet nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością.

Mimo to cieszę się, że ten blog był przez te 14 miesięcy jednym z naprawdę niewielu miejsc w sieci, gdzie takie określenia jak "kometa stulecia" nie padają ani razu (tak, to dzisiaj użyłem go po raz pierwszy) a w tekstach, których odbiorcami są ludzie spragnieni faktów, nie pojawiały się bajki o obserwacjach C/2012 S1 (ISON) w dzień przy Słońcu czy jasnej jak Księżyc w pełni Gwieździe Betlejemskiej, która przez cały grudzień będzie zdobić nocne niebo. Ktoś mi napisał, że wręcz za często akcentowałem zwroty typu "o ile przeżyje peryhelium" czy "jeśli nie przydarzy się nic złego", w kontekście obserwacji tego obiektu na grudniowym niebie. Może i tak, ale przy niemal zerowym akcentowaniu niepewności losu komety przez większe portale, bilans wychodzi na zero ;-) Nie sprzedawało się to tak dobrze co treści kolorowych, ładnie wyglądających serwisów niby-informacyjnych czy niby-astronomicznych, ale chociaż będę miał czyste sumienie, że nie tworzyłem tekstów budujących nadzieję odbiorcy tak, jakbym miał sto procent pewności co do pomyślnego losu nieistniejącej już C/2012 S1 (ISON).

To była rzecz sprzeczna z interesem mediów, które i tak dalej ten balonik pompowały, ale cóż zrobić, skoro się na to godzimy. Co kto czytał, kto w co wierzył, i kto co sobie wyobrażał, to już jego sprawa. Niektórzy niezadowoleni, czy wręcz zdenerwowani losem komety twierdzą, że astronomowie dostali kubłem zimnej wody w swoje głowy. Ja uważam, że akurat wiadro zimnej wody spadło nie na fachowców, ale osoby, które bezgranicznie uwierzyły w "kometę stulecia" różnym mediom. Astronomowie od pewnego już czasu studzili zapał i informowali, że źle się dzieje. Ale co z tego, balonik i tak trzeba pompować, bo pewnie nie pęknie.

No i pękł...

*****

* PS. Przy okazji, jeśli wciąż towarzyszy Wam smutek czy coś więcej z powodu kiepskiego zakończenia tej historii, chwyćcie za lornetki i zapolujcie na prawdziwą kometę tej jesieni, którą jak nic łatwo można uznać za jasną i godną następczynię wyparowanej "komety stulecia". Tylko najpierw niech jakiś porządny wyż przyjdzie.

PS 2. By zakończyć z uśmiechem (choć raczej z dodatkiem poniższego gestu), nie omieszkam dodać tu wypowiedzi internauty w pewnym serwisie, która potwierdza jak destrukcyjnie na umysły niektórych wpływają duże media. Wypowiedź dotyczy rzekomej zimy stulecia, jaka nas czeka. ("kometa stulecia" poszła sobie gdzie pieprz rośnie, to teraz coś innego spod znaku "stulecia" trzeba zrobić;-))

Zobaczycie co będzie się działo po 15-tym stycznia. Temperatury poniżej -25 st. będą na co dzień, a przyjdą i ekstrema po blisko -40st. a może i ponad. Wiecie dlaczego? Ziemia wpadnie w pył, warkocz owej komety, która sobie leci i przetnie naszą orbitę niestety. Pył komety wpadnie w naszą atmosferę ograniczając dostęp słońca do powierzchni ziemi, co spowoduje ochłodzenie.
Yaco

Czasem trudno komentować takie kwiatki inaczej jak werbalnie... Miłego weekendu Wam życzę ;-)

(Credit:Jon Stewart / ComedyCentral / The Daily Show)


Bądź na bieżąco ze zjawiskami astronomicznymi i zapleczem amatora astronomii (bez zbędnej sensacji ;-)) - dołącz do stałych czytelników bloga na Facebooku.

Komentarze

  1. bardzo gorzki tekst ale niestety prawdziwy. niestety kiedy coś jest podawane w mediach jako pewnik to los lubi robić na przekór tak jak tym razem. w sumie nie ma co się dziwić że ludzie są zawiedzeni (to też się nie dziwię) bo po tylu miesiącach zapowiadania komety stulecia z dnia na dzień muszą się pogodzić że nic a nic z tego nie będzie. ale taka cena wiary w nasze media. miło że tu próbowałeś działać inaczej jak wszyscy, a szkoda że nie każdy na takie materiały trafił

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry art. ta kometa pośrednio sprawiła, że zacząłem się na serio interesować astronomią, z stąd też byłem jednym z tych którzy wierzyli onetowi :D
    teraz przynajmniej mam nauczkę i będę bardziej sceptycznie podchodził do takich spraw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale chociaż jest zainteresowanie astronomią, dobre i tyle ;-)

      Usuń
  3. Jak by się tak zastanowić to Twoje "oswajanie" nas ze złym scenariuszem chyba sprawiło że moje rozczarowanie było dużo mniejsze niż oczekiwałem. Serio, miałem takie wyobrażenia w głowie o tej komecie, o jej wyglądzie na niebie i nawet nie chciałem myśleć co będzie jak nic z tego nie będzie :D Teraz smutek no jakiś jest nie powiem, ale skłamałbym gdybym powiedział że to coś więcej od lekkiego niedosytu. Jakieś dwa tygodnie przed peryhelium na jednym serwisie widziałem jednego 'biednego faceta' który uświadamiał drugiego że nic nie straci nie wstając na poranne obserwacje komety w listopadzie bo najlepiej widoczna będzie nocami grudniowymi, używał podobnych słów właśnie że będzie gwiazdą Betlejemską i na razie nie trzeba się nią tak interesować. Gdyby to nie było teraz takie smutne, to bym się z takich bystrzachów pośmiał, ale nie będę złośliwy. Działaj, bo jesteś potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na szczęście nie dałam się zmanipulować bo wiarygodność różnych serwisów
    w innych dziedzinach - a zwłaszcza polityka, gospodarka czy nawet pogoda są
    wystarczającym powodem by artykułów naukowych, astronomicznych w ogóle w
    takich portalach nie otwierać i nie zaprzątać sobie nimi głowy. Wiem, że może to łatwo powiedzieć, ale samemu też warto myśleć i nie traktować nieodpowiednich mediów jako godnych zaufania. Trzymajcie
    się a żałobnicy- podziwiajcie Lovejoya jak pogoda da okazję:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zidiocenie medialne jest powszechne. i działa na obie strony - dziennikarze mają odbiorców za idiotów którym wciskają kit, odbiorcy idiocieją i oczekują od dziennikarzy codziennej dawki idiotyzmów, więc dziennikarze też idiocieją od tworzenia idiotycznych treści.

    W satyrze wygląda to jak na rysunku z NYT (bodajże)
    Briefing naukowy, facet w kitlu oświadcza, iż znaleziono pewne poszlaki, zdające się sugerować iż być może na Marsie występować mogły formy które hipotetycznie zakwalifikować by można jako sugerujące pojawienie się tam form materii ożywionej.Na co z sali rozlega się ryk - hurra znaleźli życie na Marsie!!!.

    To satyra w obie strony - naukowcy też muszą zdawać sobie sprawę iż potencjalny splendor w mediach, popularność i związane z tym przywileje społeczne są po pierwsze krótkotrwałe a po drugie... im wyżej wyniosła cię fala medialnego rozgłosu, tym z wyższa możesz runąć.
    Tym bardziej iż dziennikarze oczekują od naukowca który zwołuje konferencję prasową faktów nie tylko ciekawych ale i sensacyjnych - bo tym się karmią - skoro naukowiec im sensacji nie poda to wykreują ją sobie sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest. Podoba mi się to porównanie do życia na Marsie, uśmiałem się. Teraz działało to na tej samej zasadzie, chociaż skutki bardziej dotkliwe dla tych, którzy tym nieodpowiednim mediom zaufali.

      Usuń
  6. Cóż ja już od dawna w sprawach nauki nie wierze takim serwisom jak wymienione Onety i wirtualne polski i inne informacyjne serwisy. One tylko pompują sensację pod "debilne" komentarze w stylu: "Co za gufno" itp. nakręcają sobie ruch na portalu tylko. Niestety masa ludzi łapie się na to bo nie chce im się szukać w internecie oraz dlatego, że nie są sceptyczni co do tych źródeł informacji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Dziękuję za wszystkie teksty jakie pojawiają się na tej stronie! Właśnie takiego serwisu szukałam. Sporo zaangażowania i świetna robota! Będę tutaj często powracać!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzisiaj na Discovery Science o 20:00 ma być film dokumentalny dotyczący ISON. Ciekawe, jak oni będą ją prezentowali.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"