Wspomnienie tranzytu Wenus

Mogłoby się wydawać, że to nie tak dawno, a jednak minął cały rok. Przyjemnie jest powrócić do tamtych chwil, zwłaszcza, że jest co wspominać. No i rzecz jasna, mamy dzisiaj idealny moment na taki powrót do przeszłości.

O tym, że zbliża się rok od tranzytu Wenus myślałem już od kilku dni, wciąż nie dowierzając, że minęło już dwanaście miesięcy. Wczorajszego wieczoru patrząc na niebo zanim uderzyłem w kimę, powróciłem w myślach do wieczoru 5 czerwca 2012 roku. Wczoraj było zupełnie inaczej niż przed rokiem. Zachmurzenie całkowite, od czasu do czasu coś w rodzaju mżawki, totalne przeciwieństwo sytuacji sprzed roku.

Pamiętam to spoglądanie przez okno na niebo, jakby to było wczoraj. To były chwile pełne napięcia. We wtorek, 5 czerwca 2012 roku, około godz. 20:30, na jakieś trzy kwadranse przed zachodem Słońca, po kilku dniach zachmurzenie zaczynało się rozrywać, by w kolejnych godzinach zaniknąć całkowicie. Kiedy obserwowałem tamten zachód Słońca, niebo było pogodne dosłownie w tym wąskim pasie nad horyzontem, w którym świeciło jeszcze Słońce. Chwila taka wymowna, pogoda wyraźnie dawała do zrozumienia, że jest nadzieja. Wiedziałem, że za kilka godzin, gdy nasza gwiazda wzejdzie na nowo, zacznie się historyczny poranek. Z każdą godziną tego emocjonującego wieczoru zachmurzenie zanikało. Gdy z trudem kładłem się spać około północy, już tylko pewna część wschodniej strony firmamentu pozostawała w chmurach, a sytuacja nadal się poprawiała.

Niebo (jeszcze niezbyt gwiaździste;-) nade mną
5 czerwca 2012 roku, godz. 22:17 CEST.
I wiecie co? Przez to stres był potęgowany. Mógłbym rzec, że był on dwa razy większy, niż podczas oczekiwania na wyjątkowe zjawisko w strugach deszczu, pod pochmurnym niebem. Tutaj miało się świadomość, że jest już naprawdę dobrze. Że do sukcesu brakuje już bardzo niewiele. Chodziło tylko o to, by taka sytuacja utrzymała się przez kilkanaście następnych godzin. Stres naprawdę był zdwojony. Łatwiej, moim zdaniem oczywiście, jest przełknąć porażkę wiedząc, że pogoda i tak nie dawała szans, niż mając świadomość, że dosłownie chwilę wcześniej niebo było bezchmurne. Tak, jak to było między innymi podczas zakrycia Jowisza przez Księżyc 15 lipca 2012 roku, kiedy udało mi się odkryć zachmurzenie typu nubes illudentes...

Idealnie pamiętam, jaki to był "sen", gdy próbowałem trochę się przekimać zanim budzik zadzwoni. W zasadzie to nie był sen, raczej płytka, nerwowa drzemka. Te trzy kolejne godziny szybko minęły, a gdy budzik nastawiony na godz. 03:00 zaczął dzwonić, ja i tak od paru minut już nie spałem. Niebo już błękit przybierało, było praktycznie czyste, nie licząc kilku niegroźnych cirrusów, a złotawa łuna od północnego wschodu sięgała coraz wyżej. Kilkanaście minut po trzeciej nad ranem, wspólnie z kumplem ruszyliśmy nad Wisłę, na miejsce publicznego pokazu zjawiska. Wielka tarcza Księżyca dwie doby po pełni chyliła się ku zachodowi na jasnym już niebie.

Około godziny 04:00 wszyscy rozstawieni ze sprzętem i gotowi na obserwację ostatniego takiego zjawiska w naszym życiu. Minął rok, a ja wciąż mam idealnie przed oczami tamte chwile, cały ten sprzęt, pogawędki z innymi obserwatorami, ale przede wszystkim czarną tarczę Wenus na tle Słońca, coś pięknego. Ten widok  niczym w okularze ciągle mam w myślach jakbym obserwował zjawisko wczoraj.

Nawet gdy już obserwowaliśmy tranzyt, gdy mieliśmy za sobą kilkadziesiąt minut podziwiania tego zjawiska, emocje wciąż były ogromne. Ale to raczej pozytywne emocje, takie które chciałoby się przeżywać podczas każdego rzadkiego zjawiska. Pogoda sprzyjała nam jak na zamówienie, po długiej serii niepowodzeń.

Tranzyt Wenus trwa. 6 czerwca 2012 r. godz. 05:30 CEST.

Przyjemnie się powraca do udanych chwil z przeszłości. Gdyby tranzyt Wenus przypadł dzisiaj, w dwanaście miesięcy później, z obserwacji zjawiska nic by nie wyszło. Zachmurzenie całkowite, które wisiało nade mną wczorajszego wieczoru utrzymuje się w części do chwili obecnej, a przejaśnienia dopiero od kilkudziesięciu minut zaczynają nieśmiało występować. Szary stratus jak z dzisiejszego poranka na szczęście rok temu na Pomorzu nam nie towarzyszył. Może czasami jestem posmutniały widząc pochmurne niebo w czasie trwania wyjątkowych zjawisk astronomicznych, może narzekam momentami na przedłużającą się niepogodę, ale jak Boga kocham, za tamten poranek będę Jemu wdzięczny do końca życia. I właśnie w takich ponurych chwilach z niepogodą, kiedy chciałoby się już przerwania złej passy, warto wracać myślami do takich momentów z przeszłości, które zawsze nastrój mogą człowiekowi poprawić...

Update z godz. 16:30: Niebo ...już bezchmurne jak przed rokiem o poranku.

Powiązane:


Komentarze

  1. Pamiętam pamiętam co wtedy robiłem:) Stałem z lornetką na statywie uzbrojoną w folię słoneczną i skakałem z emocji i radochy że Pomorze wstrzeliło się w dziurę w chmurach. Też nie chce mi się wierzyć, że to już rok a jednak rok minął.

    Dzięki za to wspomnienie! To były naprawdę wspaniałe chwile!:) Jak na razie to jedyne zjawisko które podziwiałem po raz ostatni w życiu. Pogoda była cudowna, to była naprawdę cudowna rekompensata od natury za to że wiele wcześniejszych zjawisk na północy mijało pod grubymi chmurami. Tutaj było idealnie jak rzadko kiedy. Będę to pamiętać do końca życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jedno: czemu Tomaszu wprowadziłeś tą straszną captachę?? :D Odświeżałem ją kilka razy zanim było coś co rozczytałem :P

      Usuń
    2. Prawda. To były piękne chwile :-) Fajnie, że i lornetka okazywała się wystarczająca, choć przy tranzycie Wenus to było do przewidzenia ze względu na dużą średnicę kątową tarczy; trudniej z Merkurym.

      Odświeżałeś kilka razy captachę zanim którąś odczytałeś, a ja kilka razy myślałem o czym w ogóle piszesz używając tej nazwy. Dopiero po zastanowieniu uświadomiłem sobie, że chodzi Tobie o weryfikację obrazkową. Naprawdę taka straszna? Włączyłem ją, bo blogi na Bloggerze są od dawna potwornie atakowane przez spamboty i po każdej nocy miałem tu do usuwania całe serie komentarzy z reklamami, czasem też polskimi. Dopóki Google coś z tym nie zrobi, dopóty będzie weryfikacja przy pisaniu komentarzy (albo nie, tyle że wtedy byłbym zmuszony do włączenia trybu moderacji przed publikacją opinii, ale na razie zostawiam jak jest). Może będę testować i co jakiś czas wyłączać weryfikację, nie wiem, zobaczę.

      Usuń
  2. U mnie tak jak przed rokiem gruba szara koldra na niebie. Ale dziś mnie to już nie boli tak jak rok temu :D A bolało mocno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne zjawisko i chmury = płacz i łzy... Znam to :-(

      Usuń
  3. Hej. Cos w tym jest. Spalem przy zaslonietych kotarach nie chcac wiedziec czy dzis swieci Slonce. Bo wciaz nie moge uwierzyc ze chmury byly rok temu dokladnie na czas zjawiska (wawa). Pamietam pierwsze odliczanie cztery lata wczeniej i dwa lata wczeniej i rok wczeniej. Artykuly w Uranii nakrecily apety na miare mozliwosci. Pozostal tylko print screen z transmisji o 3:30 kiedy tranzyt byl w polowie. A dzisiejszej nocy, nieprawdopodobne snilo mi sie ze Wenus przechodzi w nocy przed tarcza Ksiezyca! No i od tamtego zawsze jak widze tarcze Slonca na filmie czy zdjeciu czy przycmione chmurami patrze czy czasem nie ma czarnego krazka.
    Pozdr Majdo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe!

      Skoro w rok po tranzycie mózg wyprodukował sen o Wenus na tle Księżyca, to znaczy że gdzieś tam w podświadomości, 6 czerwca 2012 wciąż musi istnieć. Ja przyznam, miałem kilka razy astronomiczne sny przed oczekiwanymi zjawiskami, także przed tranzytem. Wcześniej przed głębokim zaćmieniem Słońca ze stycznia 2011 miałem wręcz koszmar z niepogodą w roli głównej - i co? Oczywiście zaćmienia nie miałem szansy podziwiać, za to obfity opad śniegu jak najbardziej. Przed tranzytem Wenus parokrotnie miałem podobne koszmary z zachmurzeniem związane, żaden się nie ziścił. Jeden, czy dwa razy przyśniła mi się już również piękna kometa z okazałym warkoczem, która miejmy nadzieję dostarczy nam ogromnych wrażeń pod koniec roku. Snów i tego co się w tej mojej biednej łepetynie wymarzy oczywiście nie traktuję poważnie, ale piszę o tym jak o ciekawostce. Jeśli zależy nam na obserwacji jakiegoś zjawiska, jeśli to przeżywamy, jest dla mnie zadziwiające co ta ludzka psychika potrafi wyprodukować we śnie :-)

      Skoro w Wawie nie wyszło rok temu, to życzę gorąco powodzenia za 3 lata gdy czeka nas podobne przedstawienie z udziałem Merkurego. A jeszcze wcześniej głębokie zaćmienie Słońca w marcu 2015 i kilka miesięcy później całkowite zaćmienie Księżyca we wrześniu. Jest czego wyczekiwać! :-)

      Usuń
  4. Ach co to były za emocje! Ja obserwowałem tranzyt w chmurach, pomiędzy grubszymi a cieńszymi obłokami. Idealnych warunków nie było ani przez moment, ale nie było aż tak źle żeby nic nie zobaczyć. W niektórych momentach powiem szczerze byłem bardzo zadowolony bo chmury stały się niczym filtr słoneczny, można było bezboleśnie patrzeć na słońce gołym okiem i Wenus w postaci kropeczki też już była widoczna. Ogólnie miło wspominam tamten poranek, takie zjawiska bez wątpienia zapamiętuje się na zawsze. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też wczoraj powróciłem w myślach do tranzytu ale dopiero po przeczytaniu powyższego wpisu bo nawet nie zdawałem sobie sprawy że to już mija rok! Obserwacje z Bydgoszczy zakończyły się sukcesem. Ta dziura na północy była na czas, wystarczyłoby żeby zjawisko się zaczęło po południu i klops. Ale tak się tym razem nie stało:>

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, minął już rok. Mi się aż łezka w oku zakręciła. Ja dzień przed tranzytem miałem ulewę. A w nocy rozpogodziło się na tyle, że tranzyt był zupełnie bezchmurny, najmniejszej chmurki nie było. Ba, była delikatna mgiełka którą rozświetlało wschodzące Słońce. Wenus była widoczna gołym ikiem o wschodzie. Z resztą opisąłem ten tranzyt w "Astronomii Amatorskiej" Wspomnienie zeszłorocznego tranzyt Wenus. W swoim dzienniku obserwacyjnym rozpisałem się na 10stron. powklejalem zdjęcia. Teraz miło otworzyć ten dziennik i wgłębiać się w niesamowite wspomnienia. Bardzo Bogu do dziś dziękuję. Pozdrawiam Daniel Stasiak.

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonim
    Fakt, rok od tranzytu szybko minął :-)

    Daniel
    Łezka mogła się rzeczywiście zakręcić. A warunki, wygląda na to, mieliśmy podobne, u mnie również chmury i deszcz towarzyszyły przed 6 czerwca 2012, na następny poranek niebo było bezchmurne. Fajnie, że w swoich zapiskach rozpisałeś się na 10 stron, taka pamiątka jest i będzie bezcenna. Wrażenia z obserwacji nieba zachowane w zeszytach to wyjątkowa pamiątka, pięknie będzie kiedyś do tego powrócić :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. W swoim artykule dla Astronomii amatorskiej zapisałem na zakończenie
    "Myślami byłem też przy tych, którzy z wielu przyczyn nie zobaczyli tego tranzytu. Kolejna okazja do obserwacji tego typu zjawiska nadarzy się dopiero 9 maja 2016r. Będzie to tranzyt Merkurego. Obym wtedy otworzył swój zeszyt i zagłębił się w notatki i ciepłe wspomnienia z tegoż cudownego ranka. Jednym słowem dane nam było zobaczyć i uwiecznić zjawisko stulecia."

    W SWOIM ZESZYCIE OPISUJĘ KAŻDE ZJAWISKA- WARTO. JAK JE CZYTAM PO ROKU TO NA PRAWDĘ CZASEM MI CIARKI PRZECHODZĄ...

    OdpowiedzUsuń
  9. Pod Tomaszowem Maz rozpogodziło się 30min przed końcem zjawiska. W pogoni za końcem chmur zatrzymaliśmy się pod kościołem w miejscowości Tresta. Niestety te końcowe 30min próbował nam popsuć tubylec który kazał zabierać się spod kościoła bo wg niego nie można tam robić zdjęć. Początkowo tłumaczyłem, że jest w błędzie, a po którejś z prób odesłałem go na Policję. Jeśli robię coś niezgodnego z prawem to niech przyjada i aresztują mnie nawet :) Tym sposobem zyskałem spokój do końca zjawiska.
    A ten pierwszy widok Wenus na tarczy Słońca tuż przy jego krawędzi po prawie 2.5h godz oczekiwania i ganiania się z chmurami zapamiętam do końca życia. W 2004 widziałem niemal całe zjawisko z wyjątkiem właśnie ostatniej poł godz, kiedy to Wenus opuszczała tarczę. Było to więc w pewien sposób dopełnienie całości.
    A Tego Dnia podpisaliśmy w pobliskim kościele w Smardzewicach akt (przed)ślubu :)
    Ślub zaś wzieliśmy 21 lipca - 7 dni po zakryciu Jowisza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa historia! Dobrze, że udały się obserwacje końcowej części zjawiska. Lepsze chociaż te ostatnie 30 minut tranzytu niż nic, przypuszczam że wiele osób by się znalazło by choćby chwilę móc ten tranzyt podziwiać. Z tych 30 minut można się tylko cieszyć!

      Sam też miałem za minimum obrany plan choćby parominutowej obserwacji, ale tym razem udało nam się wybłagać pogodę ponad plan minimum.

      Fajnie też, że ostatni w tym stuleciu tranzytu Wenus będzie się kojarzyć z podpisaniem przez Was aktu przedślubnego! Czegoś takiego nie powtórzy nikt do 2117 roku, a w Polsce to i jeszcze dłużej:-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zainteresował Ciebie wpis? Masz własne spostrzeżenia? Chcesz dołączyć do dyskusji lub rozpocząć nową? Śmiało! :-)
Jak możesz zostawić komentarz? - Instrukcja
Pamiętaj o Polityce komentarzy

W komentarzach możesz stosować podstawowe tagi HTML w znacznikach <> jak b, i, a href="link"